Zima oficjalnie przybyła już wczoraj, a wraz z nią dłuuuugie wieczory i Święta, czyli trochę laby i czasu spędzonego z rodziną, nieraz na wspólnym oglądaniu filmów właśnie. W związku z czym postanowiłam przedstawić Wam kilka sympatycznych, lekkich, ale niegłupich propozycji filmowych, przy których będziecie się przede wszystkim dobrze bawić, odgonicie trochę zimową chandrę (w zaistniałych warunkach pogodowych do złudzenia przypominającą jesienną 😉 ) ale też nie zemdli Was od nadmiaru słodkości.
Z nowości, które możecie jeszcze obejrzeć w kinie:
LOVE, ROSIE
Reżyseria: Christian Ditter, na podstawie powieści Cecelii Ahern: „Na końcu tęczy”
Propozycja dla par, na wyjście z siostrą/mamą/przyjaciółką.
Uroczy melodramat z mocno rozbudowanym wątkiem komediowym. Historia dwójki przyjaciół: Alexa i Rosie, którzy znają się od kołyski i najpewniej tylko i wyłącznie z tego powodu ciężko im się zorientować, czy to jest przyjaźń, czy raczej kochanie. Mijają lata, oboje dorastają, a dziecięce problemy zastępują te bardziej poważne: stracone szanse, niechciane macierzyństwo, nieudane związki, ale jeden punkt pozostaje stały i niezachwiany wśród życiowych zawirowań. Ich przyjaźń. Jeden z bardziej wzruszających filmów, jakie widziałam przez ostatnich kilka lat. Para głównych bohaterówjest naprawdę przeurocza, a przy tym bardzo fajnie zagrana przez Lily Collins oraz Sama Claflina (Finnick z „Igrzysk Śmierci”;) ). Warto się na ten film wybrać, żeby trochę się pośmiać, czasem przez łzy.
ZA JAKIE GRZECHY, DOBRY BOŻE? / Qu’est-ce qu’on a fait au Bon Dieu?
Reżyseria: Phillippe de Chauveron
Film dla całej rodziny.
Francuska komedia rasistowska 😉
Ultrakonserwatywni rodzice mają nie lada orzech do zgryzienia: trzy z ich czterech córek wyszły za mąż kolejno za: Araba, Żyda i Chińczyka. Nie wiadomo, który gorszy. I o czym tu rozmawiać przy rodzinnym obiedzie, skoro wszystkie tematy okazują się drażliwe? Wszelkie nadzieje na normalnego, katolickiego zięcia pokładają więc w najmłodszej latorośli. I rzeczywiście. Ostatnia córeczka znajduje porządnego, katolickiego chłopca, tyle że… czarnoskórego. W dodatku aktora. Tego już naprawdę zbyt wiele!
Humor nie jest bardzo wyszukany, za to śmiechu co niemiara. Wszyscy tu są rasistami: Francuzi nie znoszą imigrantów, imigranci też ledwo trawią siebie nawzajem, a faux pas i kulturowe przytyki padają na każdym kroku. Ciekawostka: film ten nie został wyświetlony z Stanach Zjednoczonych ani Wielkiej Brytanii z powodu niepoprawności politycznej. Ale przedmiotem żartu są tu sam rasizm i uprzedzenia skrywane pod płaszczykiem dobrego wychowania właśnie, więc jak dla mnie: więcej takiej niepoprawności silwuple 😉
Filmy trochę już przykurzone, ale niezmiennie prześwietne:
ZAPLĄTANI / Tangled
Czyli Roszponka by Walt Disney.
Dla dzieciaków, rodziców i wszystkich, którzy skrywają w sobie duszę dziecka 😉
Tak, wiem, że bajki Disneya są antyfeministyczne, przekazują szkodliwe stereotypy itede. Ale ja je kocham. Serce nie sługa;) A ten wyjątkowo. Ma wszystko, co do szczęścia potrzebne, czyli:
*wątek psychologiczny: toksyczna matka i pragnąca odciąć pępowinę niepokorna córka
*wątek romansowy: piękne i niewinne dziewczę + loverboy z gatunku Słodki Drań
*wątek komediowy: głównie uosabiany przez postaci poboczne, a zwłaszcza bohaterskiego konia Maximusa o dziwnie psim usposobieniu oraz całą zgraję miejscowych rzezimieszków o tzw. trudnej urodzie
*kino akcji: niezliczone pościgi i sceny walki z patelnią w charakterze zabójczej broni
*wątek musicalowy: piosenki, piosenki, piosenki (no dobra, za tym zwykle nie przepadam, ale tutaj są całkiem OK)
*coś, o czym marzy każda dziewczynka, a mianowicie: WŁOSY GŁÓWNEJ BOHATERKI. Dłuższe, niż do ziemi i po prostu boskie :D. Dodam, że przez cały film nasza Roszponka potyka się o swe pukle tylko jeden – jedyny raz, oczywiście w kluczowym momencie.
JESZCZE DALEJ NIŻ PÓŁNOC / Bienvenue chez Les Ch’tis
Kolejna komedia francuska i jednocześnie film dla każdego.
To już klasyka w reżyserii niezawodnego Dany’ego Boona (zwykle również występującego w swoich produkcjach).
Zdominowany przez marudną żonę naczelnik poczty z południa Francji ma tylko jeden cel: dostać przeniesienie na Lazurowe Wybrzeże i wreszcie uszczęśliwić swą piękniejszą połowę. W tym celu ucieka się do przeróżnych, niekoniecznie uczciwych forteli, skutkiem których jest przeniesienie i owszem, ale na daleką, skutą lodem Północ, której prymitywni mieszkańcy posługują się przedziwnym, niczym nie przypominającym „normalnego” francuskiego dialektem… gdzieś w okolice Lille.
Znów opowieść o stereotypach, o typowej francuskiej ignorancji, która nie ogranicza się do podziału świata na „Francja” i „Niefrancja”, ale idzie jeszcze dalej (niż północ 😀 ) i pokazuje, że nawet wewnątrz kraju mieszkaniec danego regionu wiedzę o innych częściach swej ojczyzny ma raczej na poziomie „mniej niż zero”, ale dla równowagi przesądów i uprzedzeń bez liku.
Jest to też historia męskiej przyjaźni, a gagi językowe ubawią każdego, nie tylko osoby władające językiem Victora Hugo, gdyż w polskim tłumaczeniu bardzo zgrabnie zaadaptowano tu elementy gwary śląskiej.
Trochę ambitniej, ale nadal zabawnie:
ZAKOCHANI WIDZĄ SŁONIE / Voksne mennesker
Reżyseria: Dagur Kári
Słodko-gorzki komediodramat pełen skandynawskiej powściągliwości, utrzymany w czerni i bieli.
Ciepły, acz lekko dziwaczny. Spodoba się wielbicielom europejskiego kina i subtelnego poczucia humoru. Natomiast fani klasycznych komedii romantycznych mogą się mocno rozczarować. Daniel to artysta-graficiarz o silnie rozwiniętym syndromie Piotrusia Pana, permanentnych pustkach na koncie i ustawicznych kłopotach z urzędem pracy. Życie dzieli na realizację swoic graficiarskich zleceń, na pograniczu prawa i nieraz pod osłoną nocy i spotkania z najlepszym przyjacielem Dziadkiem (najsympatyczniejsza postać w całej opowieści), marzącym o karierze sędziego piłkarskiego i do przesady nieśmiałego w kontaktach z kobietami. Pewnego dnia poznają również uroczą dziewczynę pracującą w pobliskiej piekarni, Franc. Cała trójka ma problemy z wejściem w dorosłe życie i przystosowaniem się do panujących norm społecznych, każde na swój sposób. Wkrótce Daniel i Franc zakochują się w sobie, a Dziadek… cóż, musi podjąć decyzję, czy nadal chce być przyjacielem kogoś, kto podwędził mu sprzed nosa dziewczynę, którą „on pierwszy zauważył”.
Fabuła podzielona jest na krótkie epizody, na początku pełne dowcipnych scen i dialogów, z czasem coraz bardziej poważne. Akcja biegnie kilkutorowo: mamy losy Daniela i Franc, którzy w końcu stają przed progiem dorosłości bez możliwości odwrotu, perypetie nieporadnego Dziadka, ale i historię sędziego, z którym Daniel ma na pieńku. On z kolei próbuje się wyrwać z uporządkowanego i do bólu poprawnego życia.
Lekko intrygujący, mądry i w bardzo specyficzny sposób zabawny film.
GRANATOWYPRAWIECZARNY / AzulOscuroCasiNegro
Reżyseria: Daniel Sanchéz Arévalo
Jak mogłabym zapomnieć o kinie hiszpańskim? Imposible! 😉
Jest to dramat z typowym dla Hiszpanów wyczuciem absurdu.
Znów mamy grupkę młodych ludzi, którzy stają u progu dorosłego życia, a ich głównym dylematem są ambicje kontra możliwości lub ograniczenia, wyobrażenia o tym, jacy chcieliby być i konfrontacja z rzeczywistością.
Jorge po ukończeniu studiów uparcie i bezskutecznie próbuje znaleźć lepszą pracę, niż profesja portiera, którą niejako odziedziczył po ojcu, teraz mocno schorowanym po wylewie i całkowicie zdanym na opiekę syna. Brat Jorge, Antonio niespecjalnie wspiera go w zajmowaniu się ojcem, gdyż właśnie odsiaduje wyrok w więzieniu. Tam poznaje swoją dziewczynę Paulę, której marzeniem jest zajść w ciążę po to, by dostać przeniesienie do innej celi, gdzie współwięźniarki nie będą się nad nią znęcać. Wskutek pewnej braterskiej umowy Jorge nawiązuje z Paulą dość specyficzną relację. Przyjaciel Jorge, Israel odkrywa homoseksualne skłonności ojca, co prowadzi go do zrozumienia zaskakującej (i wcale nie chcianej) prawdy o samym sobie. Jest też Natalia, spotkana po dłuższej rozłące przyjaciółka Jorge. Wspólnie odkrywają, że różnice społeczne, które w dzieciństwie nie były przeszkodą, w dorosłym życiu nieraz sprawiają, że ludziom rozchodzą się drogi…
Lekko ironiczna opowieść o walce z losem, z samym sobą, o dojrzewaniu do samoakceptacji.
Jest to zdecydowanie najmniej śmieszny z filmów, które dziś Wam polecam, co nie oznacza, że jest ciężki. Wiele razy się uśmiechniecie lub nawet roześmiejecie, a opowiadana historia jest tak nietypowa, że będzie ciekawą wyprawą w nieznane i odskocznią od sztampowych hollywoodzkich scenariuszy, do których jesteśmy aż za bardzo przyzwyczajeni.
Mam nadzieję, że coś tu dla siebie wybierzecie. A jeśli nie, mam w zanadrzu jeszcze kilka propozycji 😉
Dziękuję za odwiedziny. Zachęcam do komentowania, krytykowania i dyskutowania. I zapraszam ponownie! 🙂