Przeglądarka na krańcu świata: Filipiny, odcinek 1.

www.kobiecastrona.wordpress.com

źródło zdjęcia: http://www.pinayonthemove.com

Witajcie!

Ostatnio trochę mnie wcięło, ale to dlatego, że od dwóch tygodni już przebywam na Filipinach, dokąd zawiodły mnie sprawy zawodowe.

Pierwszy tydzień poświęciłam na wygrzebywanie się z jet lagu, kolejny już lepiej: pracuję i zwiedzam, więc zamierzam Wam trochę poopowiadać o tym mało znanym i bardzo egzotycznym kraju, jako że przede mną jeszcze prawie dwa tygodnie pobytu 🙂

Prawdę mówiąc o Filipinach do niedawna wiedziałam co najwyżej, że istnieją i że to gdzieś w Azji. Jeśli chodzi o moje plany podróżnicze, to nie znajdowały się one na żadnej z moich list, w których skład wchodzą takie kategorie jak: „Na pewno tam pojadę”, „Chcę tam pojechać” oraz „Fajnie by było, ale tak tylko gadam”.

No ale od czego są zrządzenia losu. Z racji tego, że firma, w której pracuję ma jedną ze swych siedzib w Manili, tak się złożyło, że właśnie spędzam cały czerwiec w tym upalnym, olbrzymim mieście. Wraz z sąsiadującymi miastami (Quezon City, Caloocan, Pasay, Makati, Pasig) Manila tworzy zespół miejski przekraczający liczbą ludności ¼ ludności całej Polski (ponad 11 milionów uśmiechniętych, ekstremalnie uprzejmych, zakochanych w klimatyzowanych wnętrzach i kawiarniach Starbucksa ludzi). Całe Filipiny to zresztą jeden z najbardziej zaludnionych krajów świata.

www.kobiecastrona.wordpress.com

Salcedo Market: targ w Makati, gdzie znajdziecie przeróżne produkty żywnościowe, a przy dobrych wiatrach nawet polskie pierogi 😉

 

www.kobiecastrona.wordpress.com

Salcedo Market

Jest więc tłoczno. Nie tylko ludzie, ale i budynki (w większości wieżowce, o których nie śniła Warszawka) tłoczą się na nieproporcjonalnie wąskich ulicach. Sytuacji nie poprawia fakt, że cena przejazdu taksówką jest tu zbliżona do ceny godzinnego biletu MPK w Krakowie (za dojazd z hotelu do biura, ok. 10-15 minut drogi płacę jakieś 4 złote), więc nikt się nie bawi w metro. Taksówki suną przez miasto długim sznurem i ustawiają się w rządku przed wyjściem z biurowców i centrów handlowych.

www.kobiecastrona.wordpress.com

Widok z mojego okna w hotelu (19.piętro)

Do tego gorąco, którego nie da się porównać z niczym, czego doświadczyłam w najgorętszych miejscach Europy. To jest inna definicja gorąca. Uczucie, które ogarnia mnie po wyjściu na zewnątrz jest identyczne z tym po wejściu do sauny. Gorąco i parno. Powietrze oblepia cię jak gorąca, mokra płachta. A słońce nie grzeje, lecz pali, więc filtr 50 SPF obowiązkowy. A zatem wszystkim uwielbiającym narzekać na upały w Polsce polecam wypad do Manili, będą mogli rozwinąć skrzydła.

www.kobiecastrona.wordpress.com

Znowu wieżowce 😛

Filipińczycy to naród stworzony przez Hiszpanów. W czasach prekolonialnych, czyli przed przybyciem Ferdynanda Magellana, wyspy Archipelagu Filipińskiego były zamieszkane przez liczne plemiona, które jednak nie tworzyły wspólnego państwa. Dopiero Hiszpanie podbijając kolejne wyspy stworzyli kolonię nazwaną Filipinami od imienia hiszpańskiego króla Filipa II Habsburga. Jeśli jednak myślicie, że każdy Filipińczyk włada biegle hiszpańskim jesteście w błędzie. Języki urzędowe to tagalog (tagalski) i angielski. Skąd angielski? Na wyspach nie zabrakło Amerykanów, którzy pojawili sie pod koniec XIX i zostali do końca II Wojny Światowej. To przyczyniło się do rozpowszechnienia się języka angielskiego. Wszyscy zatem mówią tu biegle po angielsku, choć ze specyficznym tagalskim akcentem. Sam zaś tagalog zawiera wiele zapożyczeń z hiszpańskiego. Mieszanka kulturowa jest więc duża, biorąc pod uwagę, że do powstania narodowości filipińskiej przyczyniło się wiele ingerencji ze strony różnych kolonizatorów. Wielu Filipińczyków nosi angielskie imiona i hiszpańskie nazwiska: np. Johnny Mendoza.

www.kobiecastrona.wordpress.com

widok na rzekę Pasig (o wyjątkowo nieciekawym zapachu 😛 )

Jest to naród niezwykle sympatyczny. Nie wiem, co takiego ci ludzie mają w sobie, chyba taką naturalną skłonność do uśmiechu od ucha do ucha, połączoną ze skromnością i poczuciem humoru, że po prostu nie da się ich nie polubić. I nie współczuć im, ponieważ poza granicami Manili, czy też biznesowej dzielnicy (a raczej miasta) Makati, gdzie mieszkam, kończą się piękne wieżowce i eleganckie centra handlowe, a zaczyna się bieda i warunki życia, których w Europie nie widuje się w najuboższych dzielnicach najuboższych państw.

Więcej o tym, a także o jedzeniu, pięknych miejscach, które widziałam, arcyciekawych i niezgodnych z zasadami bezpieczeństwa Unii Europejskiej środkach transportu i jeszcze paru innych sprawach opowiem w kolejnych odcinkach 🙂

C.D.N. …

 

 

 

7 thoughts on “Przeglądarka na krańcu świata: Filipiny, odcinek 1.

  1. Czekam na cd opowieści filipińskiej i ściskammm.

    p.s. tych wieżowców to mam nadzieję, że nam nie wybudują jednak w W-wie :-PPP :-***

Leave a comment